wywiad z Damianem Dekowskim
dla pisma Głos dla Życia - magazyn służby życiu i rodzinie
nr. 6 (185) 2018r.
rozmawiał Dariusz Hybel
"Potrzebna jest odwaga!"
DH: Jak to się stało, że zaangażował się Pan w pomoc kobietom zmagającym się z konsekwencjami aborcji?
DD: Dwa lata temu, w Londynie, w pewnej księgarni natrafiłem na książkę Jonathana Jeffesa „Co dzieje się po aborcji?”. Moją uwagę przyciągnęło zdjęcie na okładce przedstawiające spadającą lub tonącą kobietę, której rozłożone ręce zdawały się wyrażać samotną bezsilność wobec obezwładniającej ją otchłani. Wziąłem tę książkę do ręki i zacząłem czytać. Lektura tak mnie wciągnęła, że od razu, na stojąco, w księgarni, przeczytałem sporą jej cześć. Oczywiście książkę kupiłem i przywiozłem do kraju.
To, o czym pisał autor, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wydawało mi się, że doskonale rozumiem każdy kolejny rozdział. Muszę tu dodać, że ta tematyka ani nie dotyczyła mnie bezpośrednio ani nigdy wcześniej szczególnie mnie nie interesowała. Jednak to wrażenie głębokiego zrozumienia przedmiotu opierało się na pewnych analogiach do problemu straty, jakie wysnułem z własnego życia oraz na tym, że wcześniej pewne bliskie osoby zwierzyły mi się ze swojej traumy związanej rezygnacją ze swojego, rozpoczętego już, macierzyństwa. Pomyślałem, że wnioski, do których doszedł autor wraz ze swoimi współpracownikami tworzącymi program „Powrót i odnowa” są niezmiernie ważne i potrzebne również w naszym kraju, zarówno po to, by usłużyć tym, którzy takiej pomocy potrzebują, jak i po to, by ostrzec młodych, by nie popełniali błędów, których później będą bardzo żałować.
Dlatego wraz z grupą znajomych postanowiliśmy zaprosić autora i jego zespół do Polski, by przeprowadzili dla nas szkolenie w zakresie świadczenia wspomnianej pomocy. Oprócz Jonathana przyjechały do nas również trzy kobiety, prowadzące na co dzień grupy „Powrót i odnowa” w Londynie i w kwietniu ubiegłego roku w diecezjalnym Centrum Dialogu w Toruniu odbyła się konferencja szkoleniowa kursu „Powrót i odnowa”, po której rozpoczęliśmy prowadzenie kursów w Toruniu i w Warszawie. Z drugiej strony chcielibyśmy również, by młodzi ludzie wchodząc w dorosłość byli do niej dobrze przygotowani i rozumieli, jak ważna jest dla każdego człowieka jego zdolność do rodzicielstwa oraz jakie pułapki mogą na nich czyhać w tej sferze życia. Dlatego zrozumienie skomplikowanej natury relacji między mężczyzną a kobietą oraz procesu decyzyjnego w tej ich, chyba najważniejszej, wspólnej sprawie, powinno być podstawową wiedzą i umiejętnością, w jaką młodzi ludzie są wyposażani na progu swego dorosłego życia. Naszym kolejnym celem jest więc przygotowanie programu profilaktycznego dla szkół średnich.
DH: Program, który Pan realizuje, nazywa się „Powrót i odnowa”. Na czym polegają jego główne założenia?
DD: Niezwykła skuteczność programu wynika z połączenia dobrych fundamentów psychoterapeutycznych z kontekstem modlącej się wspólnoty Kościoła. Dlatego mówiąc o programie zawsze podkreślamy, że jest to z jednej strony bardzo dobra, praktyczna pomoc psychologiczna w formie terapeutycznej grupy wsparcia – a z drugiej strony jest to program o charakterze rekolekcyjnym, w ramach którego przynosimy naszą przeszłość do stóp krzyża Chrystusa. Kurs obejmuje dziewięć cotygodniowych spotkań wieczornych. W toku kolejnych spotkań staramy się po kolei i stopniowo uświadamiać sobie i „odpakować” swoje emocje, oraz zmierzyć z takimi kwestiami jak gniew, lęk, wina i wstyd, żal i odpowiedzialność. Kluczowe jest spotkanie ósme, które obejmuje cały dzień i jest prowadzone w sobotę. Ma ono już charakter stricte rekolekcyjny. Jest wtedy okazja do spowiedzi, a Eucharystia jest miejscem, w którym definitywnie składamy naszą przeszłość u stóp krzyża. Najczęściej to właśnie wtedy uczestniczki czują, że rzeczywiście powróciły w pełni do Boga oraz, że dokonała się w nich odnowa.
Warto tu jeszcze podkreślić, że dla powodzenia programu absolutnie kluczowy jest chrześcijański styl działania, wymagający pokory, wrażliwości i miłosierdzia ze strony prowadzących. Jako chrześcijanie jesteśmy przekonani, że naszą rolą nie jest oskarżanie (tę role już pełni nasz przeciwnik: „oskarżyciel braci naszych … ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym”. Apokalipsa św. Jana 12,10). Naszą rolą nie jest nawet przekonywanie o grzechu – to przecież rola Ducha Świętego („On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” – J 16, 8). Naszą rolą jest stworzenie bezpiecznej przestrzeni, w której uczestniczki będą mogły same szczerze stanąć wobec prawdy o swoim życiu i uczciwie zmierzyć się ze swoją przeszłością, nie popadając ani w błędną skrajność brania 100% odpowiedzialności na siebie, ani w równie błędną skrajność zrzucania całej odpowiedzialności na okoliczności. Z praktyki wiemy jednak, że kobiety mają częściej skłonność do przyjmowania na siebie zbyt dużej odpowiedzialności, przez co dźwigają niepotrzebnie winy innych i nie mogą poczuć przebaczenia. W przypadku traumy często występują silne mechanizmy obronne, które sprawiają, że niezwykle trudno jest bez pomocy z zewnątrz uczciwie oszacować zakres winy poszczególnych osób, biorących udział w decyzji z przeszłości. To dlatego tak nieoceniona jest pomoc, którą są dla siebie nawzajem uczestniczki grupy. Możliwe dzięki temu jest prawdziwe rozliczenie przeszłości, a to sprawia, że nasz program staje się też po prostu dobrym przygotowaniem do spowiedzi.
DH: Twórca programu Jonathan Jeffes jest Brytyjczykiem. „Powrót i odnowa” skierowany był pierwotnie do kobiet z jego kręgu kulturowego. Czy program trzeba było jakoś dostosować do Polek i uwzględnić specyfikę naszych uwarunkowań?
DD: Tożsamość kobiety, mężczyzny, matki i ojca jest uniwersalna, tak samo jak i doświadczenie miłości oraz rodzicielstwa (bądź jego odrzucenia, z wszystkimi tego konsekwencjami). Poza tym kurs nie zawiera żadnych spornych kwestii kulturowych czy religijnych dlatego nie było potrzeby dokonywania żadnych adaptacji w treści. Myślę, że można powiedzieć nawet więcej. Brytyjskość może w tej dziedzinie nawet trochę pomagać. Niezwykle dyplomatyczna i uprzejma kultura angielska może być wyjątkowo dobrą formą ekspresji chrześcijańskich wartości i chrześcijańskiego stylu. To ma szczególne znaczenie w drugim obszarze naszej misji – mianowicie w dziedzinie profilaktyki oraz przemiany osobistych poglądów naszych rodaków na problem aborcji. To właśnie angielski takt, szacunek i uprzejmość może inspirować nas do tworzenia nowej kultury dialogu nie tylko w tej, ale i w innych, dzielących nasze społeczeństwo, sprawach trudnych. W ten sposób możemy skutecznie przekonywać i zjednywać sobie również tych Polaków, którzy być może nie przyjmą argumentów odwołujących się do autorytetu (np.: „bo tak naucza Kościół”).
DH: Kurs „Powrót i odnowa” koncentruje się na kobietach. A co z mężczyznami, którzy uwikłani są w aborcję własnego dziecka? Oni mają osobne spotkania. Skąd ten brak koedukacyjności?
DD: Faktycznie, w przypadku kursu kobiecego zarówno uczestniczki jak i prowadzące to kobiety (jedynym wyjątkiem jest ksiądz spowiadający i odprawiający Eucharystię podczas ósmego spotkania). Jest to bardzo ważne, gdyż obecność mężczyzn utrudniałaby kobietom przejście procesu. Zwłaszcza na początku kursu, gdy poruszamy temat gniewu, ta emocja może się bardzo silnie ujawnić, a jest ona najczęściej skierowana właśnie w stronę mężczyzny.
Naszym celem jest stworzenie odpowiedniego środowiska, tak aby raz w tygodniu te dwie godziny sesji były czasem wydzielonym, w którym kobieta może być bezpieczna w gronie mających podobne doświadczenia towarzyszek. Jeśli kobieta żyje nadal z tym mężczyzną, który był ojcem jej usuniętego dziecka proponujemy, by ona w pierwszej kolejności przeszła kurs. Dopiero gdy ona zakończy swoją drogę zapraszamy jej partnera na kurs dla mężczyzn. Jeśli natomiast nie są już razem, wtedy mężczyzna może samemu przejść kurs, nie czekając na kobietę.
Kobiety uczestniczące w kursie otrzymują też pakiet informacyjny, który mogą przekazać obecnemu partnerowi, tak by ten rozumiał, dlaczego przez najbliższe tygodnie będą może powracać myślą do pewnych tematów, wydarzeń, lub dlaczego np. będą chciały pójść na dłuższy samotny spacer lub dlaczego będą potrzebowały więcej jego wsparcia. Pakiet ten zawiera sugestie na temat tego, w jaki sposób partner może najlepiej wspierać swoją kobietę w trakcie kursu.
Jeśli chodzi natomiast o samych mężczyzn, to truizmem będzie stwierdzenie, że rzadziej niż kobiety poszukują oni pomocy z zewnątrz – zwłaszcza psychologicznej. Jednak interesujący zapewne będzie fakt, iż w naszym procesie terapeutycznym posługujemy się dokładnie tym samym programem co w przypadku kobiet. Przechodzą oni tę samą drogę powrotu do dawnej decyzji i zmierzenia się z odpowiedzialnością. I tu również ważny jest aspekt wiary, który pomaga w odzyskaniu tożsamości podważonej tym odrzuceniem swojej męskiej roli obrońcy życia, jakim było wycofanie swojego wsparcia na wiadomość o ciąży.
DH: Czym różni się „Powrót i odnowa” od innych tego typu rozwiązań pomocowych?
DD: Trzy sprawy wydają się tu kluczowe:
Po pierwsze kurs „Powrót i odnowa” nie jest tylko terapią. Jest też duchową służbą prowadzoną przez Kościół lokalny. Łączy w sobie zarówno aspekt psychologiczny jak i duchowy. Często osoby wierzące, które przeszły przez doświadczenie aborcji, żyją w przekonaniu, że nie mogą się do tego przyznać przed nikim, a nawet nie mogą tego przedstawić Bogu. Wiele osób cierpi w samotnym milczeniu z powodu skutków swojej decyzji. Bardzo często też żyją z poczuciem utraty zbawienia. Prawdziwe uzdrowienie z ran przeszłości ma sens dla chrześcijan tylko w perspektywie krzyża – dlatego kontekst wiary daje tak wiele.
Po drugie nie jest to terapia indywidualna. I choć więcej odwagi potrzeba, by pojawić się na pierwszym spotkaniu kursu grupowego niż spotkać się sam na sam z psychologiem, to jednak korzyści płynące ze współpracy w grupie (a wystarczy, że składa się ona z dwóch lub trzech uczestniczek i dwóch kobiet prowadzących) są nieocenione. Często może być tak, że kluczową rolę w drodze do uzdrowienia odegra właśnie wypowiedź innej uczestniczki.
Po trzecie nie jest to ani jednorazowa intensywna „operacja” ani trwający w nieskończoność ciąg spotkań sprawiających, że emocje wciąż ożywają. Jest to spokojny, rozłożony w czasie, ale też prowadzący do wyraźnego zakończenia proces terapeutyczny. Kluczowa dla nas jest zasada, w myśl której nie utrzymujemy żadnych grup wsparcia po zakończeniu kursu. Chcemy, by zakończenie było cezurą czasową symbolizującą zamknięcie konkretnego i już rozliczonego problemu z przeszłości. Kilka tygodni po kursie robimy tylko jedno spotkanie towarzyskie w kawiarni, którego celem jest upewnienie się, czy wszystkie panie mają się dobrze. Ta formuła jest bardzo ważna. Bywa, że na zakończenie kursu któraś z pań podświadomie, oczekując kontynuacji pyta, czy nie mogłaby pomagać przy organizacji następnego kursu. Odpowiadamy, że ewentualnie po upływie roku możemy to rozważyć. Po roku okazuje się jednak, że te panie do nas nie wracają a ich nowe życie rozwija się dobrze. I na tym nam właśnie zależy. Dlatego prowadzącymi kurs powinny być generalnie tylko osoby, których problem aborcji nie dotyka osobiście.
DH: W środowiskach proaborcyjnych spotkać się można z opinią, że nie ma czegoś takiego, jak syndrom poaborcyjny. Jest to iluzja, czy obrona przed poczuciem winy? Jak Pan odpowiada na tego rodzaju insynuacje?
DD: Niestety środowiska naukowe, tak jak wszystkie inne, są podzielone. Reprezentanci zawodów medycznych o poglądach proaborcyjnych (ani tym bardziej działacze proaborcyjni) w ogóle nie uznają terminów „syndrom poaborcyjny” ani „stres poaborcyjny”. Z kolei zespoły prowadzące kursy w Wielkiej Brytanii przez lata działalności zaobserwowały u uczestniczek wszystkie symptomy, które wymieniane są przez badaczy opisujących „syndrom poaborcyjny”. Zatem wiemy o istnieniu poważnych psychicznych i psychosomatycznych konsekwencji. Jednak w naszej pracy, w celu uniknięcia bezowocnych kontrowersji i do niczego nie prowadzących debat, o ile to tylko możliwe, unikamy posługiwania się tymi terminami (w tym sensie termin „stres poaborcyjny” jest lepszy niż termin „syndrom poaborcyjny”). Kurs „Powrót i odnowa” jest przeznaczony nie tyle dla osób cierpiących na klinicznie diagnozowalny syndrom, ile dla osób doświadczających w życiu silnego związania faktem dokonanej w przeszłości aborcji, dla osób które WIEDZĄ, że ponoszą destrukcyjne konsekwencje swojej decyzji. Nikogo do tego nie przekonujemy.
Myślę, że warto czasem zejść z poziomu abstrakcyjnych terminów naukowych do poziomu doświadczenia człowieka. Jeśli zamiast bronić terminu „syndrom” posłużymy się zdaniem w formie pytania: „Co dzieje się po aborcji?” możemy uzyskać większy posłuch również u osób reagujących alergicznie na słowo „syndrom”. Ostatecznie efekt jest ten sam. Będziemy mogli powiedzieć o tym, jak potencjalnie destrukcyjnym i niszczącym życie doświadczeniem jest aborcja, której ofiarami pada cała rodzina: dziecko, matka i ojciec.
DH: Co jest najsilniejszą blokadą u kobiet i mężczyzn, by przystąpić do programu Powrót i odnowa?
DD: Myślę, że u kobiet najtrudniejszą przeszkodą może być brak wiary w to, że możliwa jest poprawa. My jako organizatorzy kursów z kolei wiemy, że nie tylko poprawa jest możliwa, ale że jest możliwe radykalne i pełne uzdrowienie! I że kurs naprawdę działa z niemal stuprocentową skutecznością. Wiele kobiet dawno temu postanowiło sobie, że nigdy nie będą wracać do tamtej decyzji, że zacisną zęby i będą sobie radzić same. Niestety przeszłość zaczyna coraz mocniej do nich wracać. Często przychodzą na kurs nie po to, by uzyskać pełne uzdrowienie, ale by uzyskać choć minimalną ulgę od presji, której doświadczają. Często przychodzą nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że już nie są w stanie inaczej sobie radzić. Ale też wiele rezygnuje zupełnie, i nie wierzy, że może wyrwać się z odrętwienia. Dlatego tak ważna jest modlitwa konkretnej wspólnoty Kościoła lokalnego. Modlitwa o zbudowanie wiary w tych kobietach na tyle, by przyszły na kurs.
Inny powód sprowadza się do tego, że „aby z tego wyjść, trzeba to przejść”, że „droga w górę może najpierw prowadzić w dół”. Potrzeba pewnego wysiłku i determinacji, by przejść dziewięciotygodniowy program, który dotyka spraw co najmniej nieprzyjemnych. Dlatego robimy co w naszej mocy, by wesprzeć kobiety w ich drodze. Dbamy, aby pomieszczenie było dyskretne, ale ciepłe i przyjazne. By na stoliku były czekoladki, kwiaty. Każde spotkanie rozpoczynamy posiłkiem.
I najważniejsza rzecz – potrzebna jest odwaga. Odwaga, by zgłosić się. Odwaga, by wejść do sali na pierwsze spotkanie. Odwagi w końcu też wymaga zorganizowanie i ogłoszenie takiego kursu. Wciąż niewiele jest miejsc, w których można z niego skorzystać. Wiele wysiłku wymagałoby dojeżdżanie co tydzień kilkaset kilometrów. Mamy więc wielką nadzieję, że w każdym dużym mieście w naszym kraju będzie przynajmniej jedna taka parafia, w której w trybie ciągłym będą odbywać się kursy – tak, aby każda potrzebująca kobieta i każdy potrzebujący mężczyzna w naszym kraju mógł doświadczyć uzdrowienia.
DH: Jakie są cechy dobrze przeżytej terapii po doświadczeniu dokonaniu aborcji?
DD: Zmiany, których doświadczają uczestniczki podczas kursu są niezwykłe; stają się innymi ludźmi. Przemieniają się pod względem emocjonalnym, psychologicznym, duchowym, a czasem nawet i fizycznym. Doświadczają uwolnienia od stanów lękowych, depresji, zaburzeń żywienia, bezsenności, uzależnień i wielu innych problemów, włączając uzdrowienia fizyczne. Szczególnie ósme spotkanie (sobota) oraz ostatnie – dziewiąte, są wypełnione prawdziwą radością, pokojem i głębokim szczęściem. Jest wiele łez, ale kobiety wychodzą z kursu z jasnymi twarzami. A dla prowadzących sama możliwość udziału w procesie wspierania osób, które na naszych oczach zyskują nową jakość życia jest niesamowitym przywilejem. Na zakończenie przytoczę przykład z książki Jonatana, który w bardzo wizualny sposób przedstawia transformację, jaka się dokonuje w toku kursu:
„Miała dwadzieścia kilka lat i ubrana była w czarną spódnicę, czarną bluzkę, czarne buty i czarny płaszcz. Twarz miała śmiertelnie bladą, a skóra na jej twarzy zdawała się być napięta, jak gdyby miało to odzwierciedlać jej napięcie wewnętrzne. Paznokcie miała pomalowane na czarno, usta pomalowane czarną szminką, włosy spięte czarnym szalem. Jej wygląd nie był jednak wyrazem zainteresowania gotycką subkulturą – był jej osobistą deklaracją. Choć cała ta czerń robiła duże wrażenie, to jednak najbardziej poruszające były jej oczy. Pozbawione życia, nieobecne, zupełnie nie pasujące do kogoś tak młodego. Gdy weszła do pomieszczenia wszyscy na chwilę przerwali rozmowy. Byliśmy przyzwyczajeni do tego, że osoby pierwszy raz pojawiające się na naszych spotkania mają napięcie wypisane na twarzy, ale to wejście – nawet jak na nasze standardy – było dramatyczne. Osiem tygodni później, na ostatnim wieczorze kursu – jaka zmiana! Ta sama kobieta staje w drzwiach w białej sukni, usta rumiane, włosy spływają na ramiona. Uśmiechnięta, jej oczy są żywe i jasne. Śmieje się, wygląda na rozluźnioną i pewną. Po spotkaniu, wychodząc, podeszła do nas podziękować. Powiedziała: „Przywróciliście mi to, co zostało zabrane przez aborcję. Na nowo czuję się w pełni kobietą”. Rok później dowiedziałem się, że wyszła za mąż, a po jakimś czasie otrzymaliśmy list, z którego dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży. Napisała, że szczerze dziękuje i że gdyby nie ten kurs, to nie wyszłaby za mąż, ani nie chciałaby mieć dziecka. Choć wygląd tej kobiety był niecodzienny, to jednak jej wewnętrzne zmagania do wyjątkowych nie należą”.